literature

FrUK Sacrifice Part3

Deviation Actions

SadakoKanda's avatar
By
Published:
732 Views

Literature Text

Kiedy Alfred został wyprowadzony z uroczystości spowodowało to małe zamieszanie. Goście spoglądali na blondwłosą personifikacje nie rozumiejąc sytuacji. Zaraz postanowiono zatuszować sprawę puszczając kłamliwe plotki, a te szybko rozniosły się po sali i zapomniano o sprawię.
Arthur i Francis stali na tarasie samotnie i w ciszy. Arthur był przerażony. Nie chciał ślubu i najchętniej od razu wziąłby rozwód, jednak dla dobra kraju nie mógł pozwolić sobie na takie przyjemności. Zbladł ponownie zlewając się z białym jedwabiem sukni i drżał zaś nogi miał jak z waty. Mimo wszystko utrzymywał się patrząc niepewnie na Francisa i modląc się o to, by nie stało się najgorsze. Francja natomiast stał wyprostowany, patrząc gdzieś w dal z zaciśniętymi ustami. Po jego twarzy nie było widać ani co czuje, ani co myśli. Kamienna twarz wyglądała jak srogiego anioła wyrzeźbionego w marmurze. Serce Arthura łomotało jak szalone i czuł, ze zaraz zemdleje. Zabrakło mu jednak tchu, gdy błękitne oczy spojrzały na niego. Nie były łagodne i melancholijne. Były chłodne i złowrogie. Jednak ostre rysy twarzy Francji nieco złagodniały, kiedy trochę dłużej patrzył na blondyna.
- Angleterre, wyglądasz jakbyś miał zemdleć. - Francis ujął delikatnie ramie Anglii i pomógł mu usiąść na pobliskiej kamiennej ławie. Trzeba było przyznać, że Arthur był za to wdzięczny, poczuł ulgę mając pod sobą chłodny kamień, na którym mógł oprzeć cały ciężar ciała. Sam niebieskooki usiadł obok nadal trzymając ramie zielonookiego i obejmując go delikatnie w razie potrzeby. Czyżby było dobrze? Nie!
- To nie moja wina! To on nagle mnie pocałował, ja naprawdę nie chciałem - zaczął się tłumaczyć Francisowi w sumie bez składu i zastanowienia, po prostu wylewając słowa. Musiał brzmieć strasznie rozhisteryzowany, ale chciał po prostu jakoś załagodzić sytuacje. Pan Młody uśmiechał się łagodnie i głaskał ramie Panny Młodej by nieco uspokoić. Był sam opanowany i to chyba pomogło samemu Arthurowi odzyskać nieco zimnej krwi.
- Nic się nie stało, Angleterre - zapewnił - To nic. Nikt nie widział i... - zamilkł na chwilę spuszczając wzrok - Wiem, że nie chcesz w ogóle małżeństwa ze mną. Że robisz to dla pieniędzy. Rozumiem, bo sam kiedyś do tego dążyłem. - Anglie na chwile zamurowało. Spojrzał szeroko otwartymi oczyma na starszą nacje. Francis patrzył znów gdzieś w dal, jednak teraz miał melancholijne i smutne spojrzenie. To dziwne, ale nagle Arthurowi zrobiło się chłodno i odruchowo wtulił się we Francisa. Ten objął go ramionami i przytulił do siebie. Było ciepło i miło, za miło. Arthur dopiero teraz zrozumiał, co zrobił. Nagle jego biel twarzy zastąpił szkarłat zawstydzenia. Nie tylko czynu, ale i uczuć. Spodobało mu się to, podobały mu się także pocałunki, które niebieskooki składał obecnie na jego szyi. Zielonooki jęknął cicho, gdy kolejny pocałunek schodził już niemal na obojczyk, po czym pisnął wyrywając się. To nie mogło się dziać naprawdę, on tego nie chciał! Nie ważne, co powiedzą, jak to się skończy. Wyrwał się i zaczął uciekać. Z całych sił biec przed siebie i zostawiając Francisa daleko za sobą. Zbiegając z kamiennych schodów i stąpając po ścieżce, słyszał za sobą krzyki Francji, jednak biegł dalej. Gdy biegł już po leśnej ściółce, na której kroki tłumione były tak jakby ich w ogóle nie było dopiero przestał słyszeć melodyjny głos z francuskim akcentem. I teraz w uszach szumiało mu tylko przyśpieszone tętno i oddech.
Arthur biegł spory kawałek czasu. Biała suknia na krańcach postrzępiła się i ściemniała. Sama suknia wyżej została w niektórych miejscach rozdarta i widniały na niej plamki krwi ciała, rozciętego przez gałęzie. Tereny przy budynku były bardzo rozległe, więc blondyn nie zdziwił się, kiedy dotarł dopiero na spora polanę okalaną lasami. Na środku jednak stała biała altanka skąpana w blasku księżyca. Obolałe nogi w końcu wysunęły się, w sumie już tylko z jednego białego pantofla, drugi zapewne został zgubiony po drodze. Arthur bosymi stopami stąpał powoli i delikatnie po drewnianych stopniach stając na środku mozaiki zrobionej na podłodze altany. Westchnął i z braku sił opadł na kolana unosząc oczy ku księżycowi.
- This day was going to be perfect. The kind of day of which I've dreamed since I was small. - powiedział cichym głosem po czym przymknął oczy opuszczając głowę. Owszem nie raz marzył o ślubie, ale nie o takim. To wszystko nie tak miało być, od wystroju sali balowej po pana młodego. Nic nie było tak jak marzył w dawnych latach. Westchnął i nagle poczuł coś na swoich ustach oraz ramie obejmujące go w pasie. Otworzył szeroko oczy i szarpną się. Ledwo odwrócił głowę, by spojrzeć na oprawcę za sobą, a cały obraz zamazał się zaś powieki od nieistniejącego ciężaru zamknęły się. I dalej nie było już nic.
Pamiętacie? :"D
Jak na złość kiedy straciłam 4 część ;;
© 2014 - 2024 SadakoKanda
Comments10
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Emo0Girl's avatar
Świetne, ale za krótkie.
*Zaczyna nucić MLP*
Twoja wina... A już myślałam, że fazę na tą piosenkę mam za sobą XD
Mam nadzieję, że kolejna część pojawi się szybciej niż ta.